- Czuję, że to bardzo zły pomysł – wymamrotała do siebie Matylda, ładując się do taksówki.
- Gdzie? – zapytał basem kierowca.
Zerknęła na zegarek. Od Ady dowiedziała się, że On teraz pewnie ma trening.
- Toruńska 59.
Zauważyła, jak kierowca unosi brwi.
- No – mruknął – Zupełnie nie wiem o co chodzi. Tyle młodych panien ostatnio biega wciąż do Łuczniczki…
Matylda powstrzymała się od komentarza i zerknęła za okno. Świeciło słońce, ale jej dzisiejszy dzień wydawał się wyjątkowo ponury. Co ona wyprawia? Po co tu przyjechała? Dlaczego pozwoliła, żeby Ada ją namówiła? A co, jeśli On jej nie pozna…?
Przełknęła ślinę, nieco głośniej niż zamierzała, czym wzbudziła zainteresowanie kierowcy.
- Wszystko w porządku, psze pani? – zainteresował się, zerkając na nią w lusterku.
W odpowiedzi Matylda posłała mu słaby uśmiech.
- Nic mi nie jest – zapewniła – Po prostu trochę się denerwuję.
- Jakiś ważny dzień? – zagadnął kierowca – Może mecz? Jest pani siatkarką?
Matylda pokręciła głową.
- Nie – zaprotestowała. „Ale niewiele się pan pomylił” – dodała w myślach.
***
Nie chcieli jej wpuścić na halę, co wydało jej się absurdalne – najpierw Ada wyrzuca ją z akademika, a teraz wszystko jest przeciwne temu, by zobaczyła się z Nim. Chyba oszalała. Wemknęła się wejściem dla personelu.
Nie miała żadnej wcześniej opracowanej taktyki, więc zdała się na żywioł. Postanowiła udawać, że pracuje tu od dawna i zawsze przechadza się samotnie korytarzami Łuczniczki. Miała tylko nadzieję, że nie natknie się na ochronę.
A nawet jeśli, to co z tego… To i tak nie ma sensu.
Schowała się za rogiem, gdy zauważyła że ktoś idzie. Boże, czuła się jak jakiś szpieg z kiepskiego filmu. Za chwilę zaczną do niej strzelać ślepakami, byleby tylko ją pogonić.
Upewniła się dwukrotnie, że nikogo nie ma.
Błądziła po korytarzach jak idiotka, gdy w końcu usłyszała odgłos odbijanych piłek i czyjeś głosy.
„Raz się żyje” – pomyślała i ruszyła przed siebie. Miała zamiar wejść w blasku godności i chwały na salę – tak, żeby On od razu ją zauważył i nie musiałaby robić nic więcej. Była już tuż, tuż… Już wyciągała dłoń, by otworzyć sobie drzwi…
Aż tu nagle ktoś na nią wpadł.
- O… – zdziwił się męski głos. Złapał ją odruchowo za rękę, by nie upadła i spojrzał na nią. Skrzywił się od razu. - …nie – wyjęczał – Jeszcze jedna – puścił ją.
Matylda poczuła, że na policzkach pojawiają się jej rumieńce.
- Przepraszam, nie rozumiem.
- Pani do Andrzeja? – zapytał chłopak. Był młody, miał błękitne oczy, krótko obcięte włosy i jakiś metr dziewięćdziesiąt pięć.
- T… tak – wydukała Matylda, zadziwiona jego bezpośredniością.
- Ale… ja mam na myśli, czy pani NA PEWNO do Andrzeja?
Zamrugała, a on westchnął.
- Jest tu pani, bo taki ma kaprys, czy dlatego, że to NAPRAWDĘ o panią chodzi? – dopytywał i odruchowo odciągał ją od drzwi i prowadził w stronę wyjścia.
- To ja. To znaczy, to naprawdę o mnie chodzi…
Łukasz nie zwolnił kroku.
- Zdaje sobie pani sprawę, że każda by tak odpowiedziała? – zauważył rozsądnie – Jaką mam mieć gwarancję, że pani mówi prawdę? Proszę wybaczyć, ale nęka go dziennie jeden kropka trzy dziesiąte kobiety. A coś czuję, że one dopiero zaczną się zjeżdżać. I to z całej Polski. Byłoby więc miło, gdyby pani odjechała, bo cała ta sytuacja źle wpływa nie tylko na niego, ale na całą drużynę…
Matylda zatrzymała się tak nagle, że prawie by się potknął. Poczekała, aż Łukasz spojrzy na nią i puści jej ramię.
- JA jestem dziewczyną, której on szuka. – oświadczyła. Boże, skąd ona nagle znalazła tyle odwagi? – Może to pan sprawdzić.
Po jego twarzy przemknął uśmiech.
- Jak?
No racja, przecież on jej nie widział na meczu. Hmm… Nie przemyślała tego do końca.
Westchnęła.
- Tuż przy źrenicach ma takie małe, jasne plamki w kolorze zieleni. Nie widać tego na zdjęciach.
Owczarz zmarszczył brwi.
- O czym ty mówisz? – zdziwił się.
- O jego oczach.
Prychnął.
- Tylko kobiety są w stanie zauważyć takie rzeczy.
- Idź i sprawdź – upierała się Matylda – Proszę – dodała łagodniej.
Łukasz wpatrywał się w nią przez długą chwilę, krzyżując ręce na piersiach i szczegółowo badając wyraz jej twarzy. Przygryzła wargę.
- Dobra – zgodził się w końcu.
Ruszył w stronę wejścia, nie czekając nawet na dziewczynę. Szedł szybko, ale był niewiele wyższy od Matyldy, więc z łatwością go dogoniła.
- Zostań tu – rozkazał, gdy stanęli przed drzwiami.
W tym samym momencie drzwi otworzyły się.
- Łukasz, rusz ten tyłek i…! – ale Wrona nie zdążył dokończyć, bo kumpel wciągnął go do środka i obrócił mu głowę do światła.
- Co ty wyprawiasz?
- Zamknij się i patrz na mnie.
Przez długą chwilę Łukasz patrzył w jego oczy, co postronnemu obserwatorowi mogłoby wydać się idiotyczne. Wysoki chłopak, który nic nie rozumiejąc gapi się na swojego kumpla, a ten z uwagą studiuje głębie jego oczu.
- Cholera – mruknął w końcu Owczarz – Miała rację – puścił Andrzeja i pociągnął go za drzwi.
- Kto?
- Ona – Łukasz wskazał palcem na Matyldę, która stała pod ścianą.
Andrzej przez chwilę zupełnie nic nie rozumiał, a potem uśmiechnął się szeroko. Cieszył się jak dziecko.
- To ty!
Matylda w odpowiedzi posłała mu nikły uśmiech.
***
- Czy to zabrzmiałoby bardzo melodramatycznie, gdybym powiedział ci, że nie mogłem spać przez ostatnie noce, bo cały czas miałem przed oczami twoją twarz? – zapytał Andrzej, otwierając przed nią drzwi swojego mieszkania.
- Tak – odpowiedziała prosto Matylda. Weszła do środka i rozglądała się po niewielkim, ale przytulnym wnętrzu.
- W takim razie przykro mi, ale taka jest prawda.
Matylda spojrzała na niego przez ramię.
- Nie powiedziałam, że mi się to nie podoba.
Uśmiechnęli się do siebie. Dziwne napięcie zniknęło, kiedy opuścili Łuczniczkę i zaczęli zmierzać do jego mieszkania piechotą. Chyba wyparowało. Albo zmieszało się z powietrzem i odfrunęło gdzieś daleko.
- Niewiele tego – stwierdził chłopak, kiedy postawił na blacie stołu jej podróżny plecak. W istocie, był niewielki i była w stanie nieść go sama, ale on się uparł.
Matylda wzruszyła ramionami.
- Nie zatrzymuję się w Bydgoszczy.
Usłyszała, jak coś spadło na podłogę i odwróciła się.
- Jak to? Dlaczego nie? – Andrzej stał oparty o ścianę i patrzył na nią podejrzliwie. Obok jego stóp leżała torba z treningu.
Dziewczyna westchnęła i stanęła za blatem stołu – jak za zasłoną. Albo ogrodzeniem. Albo murem.
- Nie znam cię.
Przewrócił oczami.
- Jestem Andrzej.
Nie mogła powstrzymać się od uśmiechu.
- Wiem o tym.
- Mam stronę na Wikipedii – poinformował ją dumnie.
Tym razem ona przewróciła oczami.
- Wiem o tym – powtórzyła i dodała: - Ale nie ma tam za wiele.
- Nie jestem skomplikowanym człowiekiem.
- Może nie – przytaknęła powoli Matylda – Ale ja jestem. I mam swoje zasady.
„I boję się” – pomyślała.
- Uszanuję je – zapewnił.
Patrzyli na siebie przez długą chwilę.
- Ta sytuacja jest dziwna – stwierdziła w końcu dziewczyna.
- Tak – zgodził się, powoli do niej podchodząc. Minął stół i oparł się o niego, tuż obok Matyldy. Ich ciała niemal się stykały – Jest wyjątkowa.
- Dużo o tobie myślałam – przyznała cicho, nie wiedzieć czemu – Nie mogłam zapomnieć…
Czekała, aż coś powie i tym samym ona nie będzie musiała kończyć, ale się nie odezwał. Zdziwiona podniosła głowę i natrafiła na jego triumfalny uśmiech.
- O co ci chodzi? – zapytała.
- Miło wiedzieć, że tak działam na kobiety – poinformował ją, nie przestając się szczerzyć.
Wybałuszyła oczy i otworzyła szeroko usta, żeby powiedzieć mu coś bardzo, ale to bardzo niemiłego, ale wtedy on przygarnął ją do siebie nagłym ruchem i przytulił. Na chwilę ją zamroczyło i zakręciło jej się w głowie od jego słodkiego zapachu. Potem niepewnie uniosła dłonie i też go uścisnęła. Czuła pod palcami, jak drgają jego mięśnie, gdy mówi:
- Fajnie, że tu jesteś.
Trwali tak przez chwilę, ciesząc się sobą, aż w końcu Matylda odsunęła się.
- Jesteś zmęczona? – zapytał ją. Wciąż trzymał dłonie na jej ciele.
Pokręciła głową.
- To dobrze – mrugnął do niej – Zabiorę cię gdzieś.
- Gdzie?
- Na spacer, na lody, kolację… - wzruszył ramionami – Niekoniecznie w takiej kolejności. Chyba tak ma wyglądać pierwsza randka, nie?
***
Zrobił, jak obiecał – dał jej pół godziny na ogarnięcie się i zabrał ją na lody do małej kawiarenki tuż obok jego bloku.
Lubił miętowe z czekoladą. Ona też. Wzięli na wynos i poszli do parku.
Słońce dawno nie świeciło tak pięknie.
Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Wymieniali się głupimi uwagami, ona opowiadała mu o swoich hobby, on tłumaczył jej na czym polega siatkówka i przeprosił za zachowanie Łukasza.
- Nie szkodzi – odpowiedziała – Chyba jestem w stanie go zrozumieć.
- To dobrze, bo ja nie. Następnym razem go zabiję.
- Dlaczego? – zdziwiła się – Przecież tu jestem.
- Tak – uśmiechnął się, patrząc jej w oczy – Jesteś tu.
Od intensywności jego spojrzenia zabrakło jej tchu.
Akcja z oczami jest boska! Nie spodziewałam się, że Łukasz faktycznie weźmie sprawdzi, haha.
OdpowiedzUsuńHahah, do zdarzenie nie spodziewałam się, że Łukasz sprawdzi te oczy XD
OdpowiedzUsuń